Korczak - wychowawca
Janusz Korczak niezmiennie podkreślał, iż miłość pedagogiczna jest niezbywalnym elementem postawy zawodowej wychowawcy czy nauczyciela. To przede wszystkim „wartość zadana”, do której się dochodzi i którą można rozwijać poprzez codzienne rozwiązywanie tysięcy wielkich i małych dziecięcych problemów. W ciągłej, życzliwej i pomocnej asystencji powstaje sytuacja „pomiędzy”, pomiędzy wychowawcą a dzieckiem, czyli porozumienie, dialog – to, co najważniejsze w wychowaniu.
Wychowawca autentyczny – a nie jak kpiąco mówił Korczak: „dozorca ścian i mebli, ciszy podwórka, czystości uszów i podłogi” – to osoba odznaczająca się wysokim poziomem samowiedzy. Stary Doktor radził wychowawcom: „Poznaj siebie, zanim zechcesz dzieci poznać. Zdaj sobie sprawę z tego, do czego sam jesteś zdolny, zanim dzieciom poczniesz wykreślać zakres ich praw i obowiązków”. Jest duża szansa, że taki wychowawca będzie – przywołując kolejną fundamentalną myśl Korczaka – „wyzwalał”, „wznosił”, „kształtował”, „uczył”, „pytał”, zamiast: „wtłaczał, „ciągnął”, „ugniatał”, „dyktował”, „żądał”.
Podejmując w 1912 r. funkcję dyrektora Domu Sierot przy ulicy Krochmalnej 92 w Warszawie, Janusz Korczak zaczął wprowadzać w życie wizję praw dziecka i szczęśliwego dzieciństwa. Zapewne nie byłoby to możliwe bez współudziału naczelnej wychowawczyni Domu, Stefanii Wilczyńskiej.
Dom Sierot, przeznaczony dla dzieci biedoty żydowskiej, był pełnym i konsekwentnym, systematycznym i precyzyjnym projektem wychowawczym. Miał na celu wychowanie do samowychowania, a tym samym – przygotowanie dzieci do samodzielnego życia. Podporządkowana temu była cała organizacja Domu, począwszy od szczegółowych ustaleń higienicznych i żywnościowych, poprzez naukę, gry i zabawy, po udział dzieci w pracach gospodarskich i zarządzaniu Domem.
Przenikające się w tym zakładzie różne idee, cele, zasady, urządzenia oraz formy aktywności, tworzyły unikalny wychowawczy mikrokosmos. Była to przestrzeń dziecięcego rozwoju, realny świat życia, pracy, nauki i odpoczynku. I co najważniejsze: to bliskie i przyjazne dziecku środowisko współtworzyły same dzieci we współpracy z wychowawcami. Tu, w naturalnej atmosferze grupy rówieśniczej, dzieci miały równe prawa i obowiązki. Uczyły się koleżeństwa i przyjaźni, poznawały, co to wzajemna pomoc i współpraca, tu także uczyły się norm życia zbiorowego i rozwiązywania konfliktów społecznych.
Mikrokosmos wychowawczy Domu Sierot był funkcją twórczej pedagogiki i takich nowatorskich technik wychowawczych, jak: tablica ogłoszeń, skrzynka do listów, szafa znalezionych rzeczy, gazetka dziecięca, system dyżurów, wspólne posiedzenia z dziećmi. Popularne były także „zakłady o coś”, „listy wczesnego wstawania”, „plebiscyty”, „pocztówki” – wyróżnienia. Jednakże sercem zakładowego życia był słynny sąd koleżeński. Umożliwiał on dzieciom „zaskarżanie” innych, także wychowawców; również Korczak był oskarżony przez dzieci. Stary Doktor podkreślał i wyjaśniał, że głównym zadaniem tego sądu nie było karanie dla karania, a kształtowanie postaw samooceny, zrozumienia i przebaczania. Dzięki wymienionym „urządzeniom pedagogicznym” realne stawały się takie cele i wartości pedagogiki Korczaka, jak np. demokracja i dialog, obywatelstwo i podmiotowość dziecka, śmiałość i samokontrola, radość i śmiech, twórczość i indywidualność.
Wychowanie w sytuacji skrajnej
Czas wojny i okupacji hitlerowskiej, mrok Szoah, tragedia ludzi i narodów – wszystko to mogłoby oznaczać kompletną klęskę wychowania, w tym także bankructwo Korczakowskiej „mądrej miłości” pedagogicznej. Tak nie było. Stary Doktor wraz z dziećmi z Domu Sierot znalazł się w warszawskim getcie. W tej „dzielnicy skazańców”, na powierzchni około 400 ha zostało stłoczonych około 450 tys. osób. Powszechny był głód, szalały choroby zakaźne, brakowało odzieży i opału. Widmo zagłady odbierało nadzieję na przyszłość. Skrajnej sytuacji getta nie wytrzymywali zwłaszcza najmłodsi. Chmary samotnych, głodnych i wycieńczonych, nędznie ubranych dzieci włóczyły się po ulicach w poszukiwaniu jedzenia. Działający w getcie sierociniec Korczaka był oazą spokoju, wyspą względnego szczęścia. Nie tylko chronił przed zewnętrznymi zagrożeniami, ale był również terenem planowej pracy wychowawczej, pracy „według nadziei”. Poza tym, a może przede wszystkim, Korczak walczył o dzieci, o ich życie. Był wtedy „bojownikiem o kawałek chleba”.
Korczak był wychowawcą do końca. Pozostał wierny nadziei aż po śmierć.
* * *
Janusz Korczak nadal uczy. Mówi, jak kochać dziecko, co to autonomia i prawa dziecka. Wskazuje, jak dążyć w wychowaniu do tolerancji, dialogu, samorządności, demokracji. Są to żywe, pulsujące kategorie, do których trzeba powracać, by je poznawać, na nowo odczytywać, realizować. Są to zadania, które po Korczaku odziedziczył nasz XXI wiek.